Krytyka filmowa: Operacja: Overlord

Wszędzie pełno filmów, których akcja rozgrywa się podczas II wojny światowej. Większość z nich jednak mniej lub bardziej dokładnie opisuje historyczne wydarzenia wojny. Rzadko mają do czynienia z tajnymi nazistowskimi laboratoriami, w których hodowane są nadludzkie super zombie. A jeśli tak, to jesteś prawie pewien, że jesteś głęboko w przedziale filmów od B do C. Ale producent J.J. Abrams wprowadza do głównego nurtu kina przedstawiciela tego gatunku i chce na nim zarobić duże pieniądze, więc przepis ten wcale nie wydaje się błędny.

ZAWARTOŚĆ

W przeddzień D-Day młody Boyce i jego równie niedoświadczeni towarzysze, po wyskoczeniu z samolotu nad francuską Normandią, mają wykonać delikatne i bardzo ważne zadanie. W małej wiosce Niemcy zbudowali bazę, w której znajduje się zakłócacz radiowy. Żołnierze pod dowództwem zaprawionego w boju kaprala Forda mają wyłączyć ten nadajnik najpóźniej do godziny 6:00, aby zapewnić wsparcie powietrzne desantowi.

Jednak przy podejściu docelowym wszystko idzie nie tak. Ich samolot zostaje trafiony, więc tylko garstce ludzi z okolic Boyce’a i Forda udaje się w ogóle dotrzeć na ziemię żywą. Kiedy w końcu docierają do wioski, szybko zdają sobie sprawę, że nie wszystko tu jest na swoim miejscu. I zanim się zorientują, zakłócacz jest ich najmniejszym problemem w historii.



© 2018 Paramount Pictures

KRYTYCY

Choć tak naprawdę nigdy nie trafiły do ​​głównego nurtu kina, historie o tajnych i makabrycznych badaniach prowadzonych przez nazistów, które kończą się bardziej horrorami niż filmami wojennymi, z pewnością nie są nowe. W tych realiach całość wydaje się jednak całkiem świeża i w orzeźwiający sposób wyróżnia się na tle zwykłego spektaklu superbohaterskiego czy science fiction. Podkreśla także dość brutalna, a więc tylko z 16 wypuszczonej reprezentacji Operacja: Władca z nieco bezkrwawej jednostkowej papki dzisiejszych czasów. To, czym jeszcze nie stał się, to horror. Bardziej odpowiedni byłby film akcji o zjawiskach nadprzyrodzonych z elementami horroru.

Olbrzymim asem w rękawie w tym wszystkim jest oczywiście, jak na film tego typu, budżet królewski. Pozwala to na uzyskanie zwykłych, tanich efektów makijażu i dużej ilości sztucznej krwi, ale także całkiem niezłych wrażeń wojennych, wiarygodnych scenerii i kompetentnej obsady. I w przeciwieństwie do MEG, który ukazał się latem i miał także przyciągnąć do kina fanów filmu klasy B, tutaj też coś z tymi zaletami zrobiono.



© 2018 Paramount Pictures

W przeciwieństwie do wspomnianego filmu nie mamy tu do czynienia z cyniczną próbą wyciągnięcia jak największego zysku przy jak najmniejszym wysiłku. Tutaj wyraźnie skupiono się na zabawie. W żadnym wypadku Operacja: Władca twierdzić, że jest to film wysokiej jakości. Chce po prostu bawić swoją absurdalną fabułą i niezmiennie wysokim tempem, mimo że logika gubi się dość szybko. Ale zostało to wybaczone w opowieści o niepokonanych nazistowskich zombie.

Gdybyś włożył nieco więcej wysiłku, aby nie sprawić, by wszystkie postacie wyglądały jak szablony, a wszystkie zwroty akcji były zbyt przewidywalne, być może udałoby ci się nawet porozmawiać o naprawdę dobrym filmie, a nie o rozrywce. „Grzeszne przyjemności”. I nawet jeśli film nie jest długi, 5–10 minut mniej wystarczyłoby, bo szczególnie ostatnia trzecia część to trochę za dużo dobrego. Nawet najlepsze starcie w pewnym momencie zaczyna się remisować.



© 2018 Paramount Pictures

Trudno w nim dostrzec znajome twarze Operacja: Władca, ale to nie powstrzymuje tego, ponieważ cała obsada robi to naprawdę dobrze i oczywiście dobrze się przy tym bawi. To, że przedstawiane przez niego postacie, jak wspomniano powyżej, wydają się nieco jednowymiarowe, wynika bardziej ze scenariusza niż gry aktorskiej.

Efekty, kaskaderskie i makijażowe prace odpowiadają budżetowi i dlatego wyróżniają się daleko od tego, co jest oferowane w tym gatunku. Również jeśli chodzi o kamerę, montaż i oczywiście reżyserię, cała praca jest wykonywana kompetentnie. Żadnych poważnych błędów, ale nic wybitnego. Nieco przesadnie heroiczna i skądinąd raczej generyczna ścieżka dźwiękowa niekoniecznie niesie ze sobą jakąś negatywną wagę, ale też nie jest w stanie nikogo zwabić za brzeg.



© 2018 Paramount Pictures

FAZIT

Jeśli chcesz się zabawić na jakieś 2 godziny bez wytężania głowy, ale też bez obrażania swojej inteligencji, to nie możesz zrobić nic złego Operacja: Władca. Film zawiera trochę za dużo stereotypów jak na mój gust i jest więcej niż tylko przewidywalny, ale mimo to krwawe polowanie na akcję nadal sprawia przyjemność oglądaniu. To, czy będziesz musiał pójść do kina, zależy od Ciebie, ale przyszły sukces w przypadku premiery domowej wydaje się z góry zaprogramowany, ponieważ tylko na potrzeby zabawnej rundy podczas wieczoru filmowego film jest robiony tak, jak powstał.